Jeśli nie ominął Cię mój poprzedni tekst, z pewnością wiesz już, o czym będzie dzisiaj. Opowiem Ci, co trzeba zrobić po tym, jak wykuliśmy nasz świat fantasy z kamienia, napełniliśmy morzami i daliśmy jakąś przeszłość. Opowiem Ci, jak wybór epoki, ustroju i topografii wiąże się z historią, którą przyjdzie nam przeżywać.
Meblujemy świat fantasy
Mam już planetę, na której umieściłem swój lud (w moim przypadku są to zdecydowanie ludzie tacy, jak Ty i ja). Wiem, że lud ten ma określoną przeszłość – ich przodkowie należeli do cywilizacji zniszczonej przez bogów przed ponad tysiącem lat. Konsekwencją tego jest otaczająca ich zewsząd pustynia, a liczba mieszkańców tego skrawka ziemi jest bardzo skromna. Wyliczyłem, że może ich być od kilkuset tysięcy, do może kilku milionów.
Czas na mapę, czyli to, co zawsze uwielbiałem. Od kiedy zobaczyłem pierwszy świat fantasy na mapie (mogło to być Śródziemie), nie zaczynam pisać fantasy bez mapy. Chyba, że byłaby to naprawdę krótka forma.
Na mapie po prostu muszą być góry, jakaś woda i lasy. Realizm? Prawdę mówiąc najważniejsze jest to, żeby było ciekawie. Nikt (a już zwłaszcza ja) nie lubi ruszać w podróż po krainie, która jest płaska i pusta. Co może wydarzyć się na porosłej trawami nizinie? Ale dodaj do tego rzekę, posadź trochę drzew – i zaczyna się akcja, nawet nie trzeba specjalnie główkować.
A skoro są góry, lasy i woda, czas „zasadzić” jakieś ludzkie skupiska. To między nimi bohaterowie będą podróżować, muszą więc różnić się od siebie. Tu port, tam warownia czy osada górnicza. Muszą też leżeć w sensownej odległości – i z tym, powiem Ci, zawsze mam kłopot. Najpierw rysuję wszystko „na oko,” a potem niestety muszę przesuwać. Tak było i tym razem.
Kto tu rządzi?
Autorzy tworzący własny świat fantasy radzą sobie z polityką naprawdę różnie. Czasami można odnieść wrażenie, że raczej im ona przeszkadza. Wprowadzony przez Tolkiena podział na „rasy” wywołał też naturalne podziały polityczne. Królestwa elfów, krasnoludów i ludzi to w fantasy normalka. Wrogość między nimi ociera się o… rasizm, co zresztą sprytnie wykorzystał na przykład Andrzej Sapkowski.
Uważny obserwator zauważy zapewne, w których książkach polityka pojawiła się naturalnie, a w których po prostu nie udało się jej uniknąć. Przypadki tego drugiego typu zdarzają się chyba częściej.
„Dziedziczka Obietnicy” wprowadza temat polityki dość szybko i bez ogródek. Szczególna historia Krainy Źródeł zdecydowanie nakreśliła mi pewne ramy: niewielkie terytorium, nieliczny naród – wszystko w naturalny sposób podporządkowane jednej władzy.
W światach fantasy dominują monarchie despotyczne i feudalne. Te pierwsze znamy z twórczości Roberta E. Howarda (ojca Conana), te drugie choćby z serii „Gra o tron.” Takich ustrojów doświadczyliśmy w historii Europy – nietrudno więc przekonać do nich czytelnika.
Jedynowładztwo wydaje się podstawową formą rządów, ja jednak skłoniłem się ku oligarchii z elementami teokracji. Monarchia jest tu tylko twarzą, którą władza pokazuje ludowi. Pod spodem kryje się bardziej zawikłana hierarchia, gdzie interesy polityczne i ekonomiczne wchodzą w konflikt z religijnym fundamentem, na którym stoi całe królestwo.
Początkowo bohaterom wszystko wydaje się proste. Tak jest, dopóki są „poza polityką.” Z czasem jednak polityka wyciąga po nich swe pazury. Władza jest jak przeciągana przez zbyt wielu lina. Lina, która może pęknąć w każdej chwili.
Ogniem i mieczem
Fantasy kojarzy się ze Średniowieczem także technologicznie. Są liczne przykłady stanowiące wyjątek od tej reguły – ale nie ulega wątpliwości, że pozostają one właśnie wyjątkami.
Istnienie broni palnej wymaga nie tylko znajomości podstaw chemii, ale i odpowiednich złóż. Stąd technologiczne ulokowanie Krainy Źródeł gdzieś w szerokim okresie pierwszego tysiąclecia naszej (ziemskiej) ery było po prostu najwygodniejsze.
Próbując wyobrazić sobie miasta w tym świecie, widzę architekturę europejską, ale chyba nic nie stoi na przeszkodzie, by Chińczyk zobaczył tam pagody. To właśnie przewaga literatury nad filmem – wielu kwestii nie trzeba dopowiadać.
Jednak w gruncie rzeczy epoka, w której toczy się większość historii fantasy, nigdy nie istniała. I nic w tym złego – a pisarz może pewnymi składnikami żonglować. Byle z głową. Moi średniowieczni bohaterowie pływają łodziami nie bardziej złożonymi, niż te, których używali starożytni Egipcjanie. Wygląda to na dysonans, ale przyczyna jest bardzo logiczna. Ludzie ci nie potrzebują lepszych statków, skoro jedyny znany im zbiornik wodny jest mniejszy od Bajkału.
Kultura, głupcze…
W tym odcinku to już wszystko. Ale przecież do końca jeszcze daleko! A co z kulturą, z językiem bohaterów? Z relacjami społecznymi? Wymyślając nową rzeczywistość autor nie może uniknąć takich pytań.
Dobrze zgadujesz – spróbuję odpowiedzieć na nie w kolejnym odcinku Od kuchni. Dziękuję za Twój czas!