To nie odkrycie, że podstawową formą opowiadania historii jest narracja. Oprócz niej w tekście występują dialogi, ich jednak można uniknąć, czy z konieczności (gdy nie ma komu rozmawiać), czy z wyboru (opowiadając rozmowy, zamiast je cytować).
Narracja wszędobylska
Narracji uniknąć się właściwie nie da, chyba że piszesz utwór sceniczny, ale i tam zwykle ktoś coś komuś opowiada (a więc wchodzi w rolę narratora).
Na co dzień też stosujesz narrację, opowiadając znajomym, co Ci się przytrafiło w podróży, albo streszczając obejrzany film. Można powiedzieć, że każdy z nas ćwiczy narrację na okrągło, co może nas w niej zaskoczyć?
A jednak: Ty i ja jesteśmy trochę jak ten bohater Moliera1, który nie wiedział nawet, że mówi prozą. Dopóki tylko nią mówimy – jesteśmy bezpieczni. Gdy zaczynamy pisać, okazuje się, że nie wystarczy być naturalnym.

Narrator czyli kto
Kiedy piszesz opowiadanie, rzadko piszesz jako TY. Zwykle wcielasz się w kogoś mniej lub bardziej konkretnego – i właśnie to, jak bardzo konkretny jest ów KTOŚ, ma ogromny wpływ na sposób, w jaki narrację poprowadzisz.
W pewnym sensie najłatwiej wcielić się w bohatera swojego tekstu – wybrać narrację pierwszoosobową. Pisarze nie robią tego zbyt często, bo ogranicza to ich możliwości. Narrator jako bohater nie jest świadkiem wielu wydarzeń, więc nie może ich zrelacjonować.
Nic dziwnego, że większość tekstów literackich opowiadana jest z perspektywy nieokreślonego bliżej, trzecioosobowego narratora, który może poruszać się po historii z dowolną swobodą. Nic go nie ogranicza – może zaglądać do głowy każdemu, może przemieszczać się w czasie i nawet tłumaczyć niezrozumiałe z pozoru postępowanie bohaterów.
Ale, ale… czy rzeczywiście taki narrator nie jest ograniczony? Czy wszystko mu wolno? Jeśli zastanowisz się nad tym chwilę, zauważysz z pewnością, że rzadko jest to takie proste.
Narrator wszechwiedzący?
Istnieje kilka powodów, dla których tzw. wszechwiedzący narrator nie jest wybierany zbyt często przez pisarzy. Moim zdaniem dwa powody są tu najistotniejsze: moda i wiarygodność.
Tak tak – moda. Już wyjaśniam.
Szanse, że Twoja książka będzie pierwszą, jaką dany czytelnik w życiu przeczyta, są w zasadzie zerowe. Co więc czytał wcześniej i jaki miało to na niego wpływ? Czytał to, co „się czyta”, a im więcej czytał, tym bardziej przywykł do określonej konwencji.
Konwencja, która dominuje od ponad wieku, to odchodzenie od narratora wszechwiedzącego. Takie są fakty. Zatem Twoja swoboda w tej kwestii jest taka, jak w kwestii garderoby: możesz założyć dowolne spodnie, ale koniecznie muszą się one znaleźć na Twoich nogach, a nie np. na głowie.
Drugi powód ograniczenia wszechwiedzy narratora to wiarygodność. Jakoś naturalnie nie ufamy komuś, kto twierdzi, że wie wszystko. W prawdziwym życiu bierze się to ze (słusznego przecież) przekonania, że człowiek wszystkiego wiedzieć nie może. Trudno jest „wyłączyć” ten nawyk myślowy na czas czytania.

Narracja i rodzaje narratorów
Pozwól, że uporządkuję:
Możesz wybrać na narratora swojego bohatera i wówczas wie on tylko tyle (i aż tyle), ile wie ów bohater. Czasem może wiedzieć nieco więcej, jeśli opowiada historię z perspektywy wielu lat („dziś wiem, że to był błąd”), ale nadal nie wypada mu wiedzieć, co pomyślał jego antagonista, a nawet jego ukochana.
Jednak zwróć też uwagę, że taki narrator nie powinien zwodzić czytelnika tanimi chwytami (jak udawanie, że czegoś nie wie). Jeśli historia to strumień jego myśli, nie będzie stosował przemilczeń. Chyba, że masz do czynienia z relacją zdawaną konkretnej osobie. Taką formę narracji stosuje Joseph Conrad np. w „Lordzie Jimie” czy „Jądrze ciemności”. Historie pisane w ten sposób są technicznie bardzo wymagające i może dlatego rzadko spotykane.
Po drugie na narratora możesz wybrać kogoś nieokreślonego, kto w historii nie bierze bezpośredniego udziału. Im mniej określony jest ten Ktoś, tym bardziej zbliżasz się do narratora wszechwiedzącego. Dlatego dość często stosuje się dziś narrację „z perspektywy”. To pozwala na uniknięcie tego niemodnego i niewiarygodnego Ktosia.
Co to jest narracja „z perspektywy”? To nic skomplikowanego – po prostu nieobecny ciałem narrator opowiada nam wydarzenia „wczuwając się” w jednego z bohaterów. Przypomina to sytuację, gdy w filmie kamera podąża za jedną, określoną osobą. Różni się tym od narracji pierwszoosobowej, że osoba ta może się zmieniać (zwykle ze sceny na scenę, ale w razie konieczności także w tej samej scenie).
Plusem jest tu względna swoboda (nie zamykasz się na perspektywy innych bohaterów, nie ograniczasz się do ich wiedzy). Jednocześnie narracja „z perspektywy” umożliwia ci przedstawienie subiektywnego wrażenia (co Tobie pozwala skutecznie budować dramatyzm, a czytelnikowi wczuć się w postać).
Narracja w praktyce
Na co musisz zwrócić uwagę? Już to trochę zasygnalizowałem: nie możesz skakać z bohatera na bohatera tak, jakbyś nie mógł się zdecydować. Ewentualne zmiany perspektywy muszą być przemyślane i wynikać z przebiegu sceny (zmiana perspektywy między scenami, czyli przy zmianie czasu lub miejsca wydarzeń, może być znacznie bardziej swobodna).
Amerykanie uczą nawet, że zmiana perspektywy musi wiązać się z rozpoczęciem nowego akapitu od imienia bohatera. Możesz uważać to za przesadną precyzję, ale taka zasada ma sens, jeśli dobrze się nad nią zastanowić.
I choć może taki zabieg faktycznie uznasz za konieczny, na pewno nie jest on dostateczny. Rzuć okiem na ten przykład:
Gosia popatrzyła na Tomka i pomyślała, że jest głupi.
Tomek przyjrzał się Gosi i stwierdził, że jej nie rozumie.
Gosia zastanowiła się głęboko nad tym… itd.
Czy nie uderza Cię brak naturalności w tej narracji? Nie masz wrażenia, że „skaczesz” między głową Tomka a głową Gosi?
Dlatego właśnie wybór perspektywy musisz solidnie przemyśleć, gdy rozpoczynasz scenę. Przypomina to wielowątkowy film, w którym przeplatają się historie kilkorga bohaterów (jak „Pulp Fiction”). Zauważ, że jeśli wiodący bohater z wątku A spotyka wiodącego bohatera z wątku B, to najczęściej scenę oglądamy z perspektywy tylko jednego z nich. I jest to tym bardziej ekscytujące, że podświadomie wyczuwamy, co chodzi po głowie temu drugiemu, choć reżyser uparcie odmawia nam jego perspektywy.
Możesz spokojnie liczyć na inteligencję i wrażliwość Twojego czytelnika. Jeśli przez trzy strony opowiadasz historię z perspektywy Gosi, to w scenie opowiedzianej z perspektywy Tomka większość z powodzeniem dopowie sobie jej perspektywę. Jeśli oczywiście napiszesz to przekonująco.

Narracyjne sztuczki
Niektórzy pisarze stosują sprytne urozmaicenia swoich historii, np. wprowadzając trzecioplanową postać i opowiadając scenę z jej perspektywy, gdy tymczasem główny bohater na chwilę staje się tłem. To powoduje, że unikasz monotonii i możesz nawet wprowadzić nieco humoru (np. wywołując w głowie narratora nieporozumienia związane z głównym bohaterem).
No i jeszcze dodam, że istnieje pewien rzadziej stosowany wariant narracji trzecioosobowej – można go nazwać skrajnym przeciwieństwem narratora wszechwiedzącego. Jest to narrator-obserwator, który wie tylko tyle, ile zobaczył. Osobiście lubię „wychylać się” w stronę takiej narracji, bo pozwala ona czytelnikowi na snucie własnych domysłów.
Taki narrator nie ma pojęcia, co pomyślała Gosia czy Tomek. On tylko widzi, że kącik warg Gosi wykrzywił się nieznacznie, jakby z pewną dozą ironii, a Tomek uniósł brwi w grymasie zdziwienia. Nie jest to zawsze wygodna forma opowiadania historii i pewnie dlatego bywa mniej popularna od opisanej wyżej.
Najlepsza informacja dla Ciebie jest taka, że możesz brać pełnymi garściami ze wszystkich form i mieszać je tak, jak uznasz za stosowne. Czytelnicy zweryfikują, czy nie przeginasz. (Np. przeplatanie narracji pierwszoosobowej z trzecioosobową potrafi nieźle namieszać w głowie odbiorcy).
Ważne, żeby robić to wszystko świadomie, bo tutaj najgorszym błędem jest chaos i brak pomysłu. Postępując świadomie, możesz bronić swojej koncepcji i w razie czego łatwiej poprawić niedociągnięcia.
Jeśli jednak „nie wiesz, że mówisz prozą”, to nie wiesz też, dlaczego lepszy nie byłby wiersz.
Przypisy
- chodzi o komedię „Mieszczanin szlachcicem„